wtorek, 20 czerwca 2017

Landrynkowy Fiat 500 - nie możesz go nie kochać

Jakiś czas temu wraz z rozwojem technologii, wszelkiej maści urządzenia elektroniczne i nowe technologie zaczęły przenikać do świata motoryzacji podnosząc tym samym poziom bezpieczeństwa, komfortu i samochodowego „gadżeciarstwa”. Tak więc, zdarzają się samochody, które posiadają nawigację i rozbudowany system multimedialny, a nie posiadają ani skórzanej, ani regulowanej w dwóch płaszczyznach kierownicy. Panujący trend pokazuje, że klienci chcą mieć w swoich samochodach „zabawki” z aut wyższych klas i decydują się na nie często kosztem ergonomii prowadzenia. Już od kilku lat kierowcom towarzyszy narastające poczucie, że dzisiejsze samochody to nie to samo co kiedyś i nikt tu oczywiście nie neguje idei postępu. W samochodach z lat 90’tych, pozbawionych wykrywaczy martwego pola czy innych rozbudowanych systemów elektronicznych, wiele osób czuło to, czego nie są w stanie poczuć w obecnie produkowanych autach. Mam świadomość, że nie każdy zrozumie o co w tym wywodzie tak naprawdę chodzi. A no o to, że samochody potrafią być czymś więcej niż tylko maszynami. Bo to właśnie jest piękne w motoryzacji i to są prawdziwe samochody, które potrafią pobudzić zmysły. Sprawią, że się uśmiechniesz, że przejdzie ci dreszcz po plecach albo poczujesz ekscytację. Niewątpliwie najłatwiej o takie przeżycia w samochodach dynamicznych, ale tak naprawdę, co to za sztuka sprawić, że kierowca poczuje więź z autem, które ma pod maską 250-300 koni mechanicznych? Co jeśli Wam powiem, że landrynkowy, mały Fiat 500 skradł moje serce do tego stopnia, że nie chciałem go oddać? Tak tak, też byłem zaskoczony.

 photo IMG_20170607_171126_1_zpshlohrqry.jpg

Landryna stała w towarzystwie białych, srebrnych i czarnych pięćsetek i na ich tle wyglądała obłędnie. Niby nic wielkiego, ale ten kolor sprawił, że uszy mi się zatrzęsły na jej widok. Mały, rzucający się w oczy obiekt. „Kobiety mówią, że ten kolor jest sexy!” dodał człowiek, który przekazywał mi kluczyki. Cóż, może i tak jest.
Fiat 500 nie tak dawno przeszedł lifting, który wyraźnie go odświeżył jednocześnie zachowując niepowtarzalnych kształtów rodem z lat 60’tych. To nie było łatwe zadanie, jednak Włosi stanęli na wysokości zadania. Przede wszystkim zmieniły się lampy- te z przodu zyskały ciemne wnętrza i soczewkę, a te z tyłu zrobiły się „dziurawe”. Dodatkowo z przodu umieszczone zostały led’owe światła do jazdy dziennej w okrągłym kształcie. Linia Fiata jest zaokrąglona i opada niemalże w linii prostej od końca dachu ku dołowi. Ciekawym elementem płaskiego tyłu jest klapa bagażnika, która jest praktycznie prostokątna i sprawia wrażenie ponadprzeciętnie długiej. Skrywa ona bagażnik który jest zaskakująco spory jak na tak małe autko. Dwie kabinowe torby lotnicze wchodzą bez problemu.

 photo IMG_20170607_171149_zpsfggbfqcd.jpg

Wewnątrz, z perspektywy pierwszego rzędu siedzeń, 500’tka jest bardzo przestronna i robi to bardzo dobre wrażenie. Nie ma problemu przesadnego stukania się łokciami przez kierowcę i pasażera. Kokpit jest ładny i przejrzysty. Ciekawym elementem jest fragment deski rozdzielczej pomalowany w kolorze nadwozia. Kierownica jest skórzana i dobrze leży w dłoniach. Niestety, regulowana jest jedynie w pionie. Problem z regulacją dot. również fotela. Nie uświadczymy regulacji wysokości, a jedynie odchylaną ku dołowi część siedziska, co sprawia tylko wrażenie opuszczania fotela w dół. W praktyce, tworzy się dziura między siedziskiem a oparciem. Siedząc za kierownicą dostrzegamy zegary, a właściwie jeden- podwójny zegar. Szkoda, że jasny plastik, który go otacza został przykręcony czarną śrubą ze sporą „główką”. Włosi, tak nie wypada! Z pewnością któryś z księgowych maczał w tym palce. Jeśli jednak spojrzycie na licznik z pominięciem tej nieszczęsnej śruby, jest on bardzo estetyczny. Zewnętrzna linia pokazuje prędkość samochodu, wewnętrzna prędkość obrotową silnika, w środku jest komputer pokładowy. Całość wygląda bardzo ładnie i zrobiona jest ze smakiem. Niestety, tylko ostatni spośród wymienionych jest czytelny. Wskazania prędkościomierza i obrotomierza pozostawiają wiele do życzenia, szczególnie w nocy, kiedy trzeba szukać wzrokiem strzałki wskazującej wartość.

   photo IMG_20170607_160734_zpsrs3epqnv.jpg

Irytujące było także jedno z pokręteł. Powiecie, że się czepiam, ale regulacja kierunku nawiewu nie obracała się o 360 stopni, lecz o 270. W efekcie tego, zmiana na skrajne ustawienia wymaga kręceniem od początku do końca, zamiast przeskoczyć „skrótem”. Nie jest to jakaś wielka uciążliwość, niemniej jednak zrobienie tego jak należy nie byłoby ani wybitnie skomplikowane ani dużo droższe. Automatyczna klimatyzacja wypadłaby tu zdecydowanie lepiej, wielka szkoda, że jej nie było.


 photo IMG_20170607_160752_zpsvyxlvzmu.jpg

Silnik, który drzemał pod maską to dokładnie ten sam wolnossący benzynowy 1.2, co w niedawno testowanej Pandzie. Jednak cały czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest on dużo mniej żwawy niż w Pandzie właśnie. Pedał w podłodze nie robił na Fiacie żadnego wrażenia, ale nie powodowało to we mnie przesadnego rozczarowania. Auto jest małe, przy 120km/h mamy wrażenie, że jedzie się dużo szybciej, jednocześnie w kabinie jest cicho i przyjaźnie. Fiat prowadzi się naprawdę pewnie. Co więcej, nie ma ryzyka, że przy wyjściu z zakrętu dacie zbyt dużo gazu, to się po prostu nie stanie. Bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie skrzynia biegów. Jest całkiem precyzyjna, a lewarek jest umiejscowiony w idealnym miejscu. Autko jest zwrotne, widoczność jest bardzo dobra a frajda z jazdy niesamowita. Tak, niesamowita, mimo, że nie uświadczycie to wgniatania w fotel. To co dało się zauważyć to, niestety, trzeszczące plastiki. Jazda na bruku przy 35-40km/h wiąże się z chrobotaniem wszystkiego co możliwe. Dziwne, bo kokpit sprawia wrażenie dobrze spasowanego, być może była to wina mojego egzemplarza.

 photo IMG_20170607_160614_zpsqnmv0j1m.jpg

W każdym razie, ten mały, landrynkowy samochód, z trzeszczącymi plastikami, rozpędzający się niczym żółw, całkowicie skradł moje serce. Kocham go, jest niesamowity. Każdy kilometr sprawiał, że na mojej twarzy malował się uśmiech. 500’tka mówi do nas nieustannie, cieszy się, że jedzie, jest zwinna na swój sposób i bardzo autentyczna. Jest przepiękna z zewnątrz, przepiękna w środku, ma gałkę zmiany biegów z metalowymi wytłoczeniami na kciuka, ma szklany dach! Ten samochód, mimo swoich wielu wad, jest absolutnie bezbłędny i doskonały. To niesamowite, że Fiatowi udało się zrobić tak dobre auto, które z mocą zaledwie 69KM jest w stanie pokazać piękną, emocjonalną, stronę motoryzacji. Urzeka wdziękiem, zadziwia praktycznością i radością z jazdy. Fiat 500 właśnie dołączył do bardzo wąskiego grona moich ulubionych samochodów i jestem pewny, że prędzej czy później spotkamy się na nieco dłużej.

środa, 24 maja 2017

Czy znany futrzasty kolega potrafi jeszcze zaskoczyć?


Zaprezentowany został w 2011 roku i dzieli płytę podłogową z mniejszym bratem- Fiatem 500, choć jest od niego zauważalnie większy. Oferowany w salonach od 2012 roku. Długo, za długo jak na dzisiejsze czasy. Tym bardziej, że motoryzacja jest jednym z tych obszarów rozwoju, w którym widać upływ czasu. Już wiecie o kim mowa? Fiat Panda nie jest niczym świeżym na polskich drogach. Zastanawia mnie jednak, czy auto zaprojektowane ponad 5 lat temu, będące jednym z najstarszych konstrukcyjnie aut w klasie, może czymś jeszcze zaskoczyć potencjalnego nabywcę? Przecież samochód, to nie produkt spożywczy. A może jednak?

 photo IMG_20170519_121824_zps1c4vb135.jpg

Sylwetki Pandy chyba nie trzeba nikomu opisywać. Gruba, futrzasta, z milusim futerkiem… wróć. Fiat Panda jest samochodem dosyć popularnym. Kupuje go wiele osób do poruszania się w warunkach miejskich, jak również firmy jako tanie auta flotowe. Przede wszystkim dlatego spotkać ją można na naszych drogach bardzo często. Zaokrąglona sylwetka w porównaniu do poprzedniej generacji, zdecydowanie poprawiony design wnętrza. Jak na małe, miejskie autko, samochód wygląda całkiem nieźle, stylistyka jest bardzo uniwersalna i sądzę, że jeszcze się nie zestarzała, choć przód od samego początku wydaje mi się nieco zadarty do góry, a może nienaturalnie wysoko zawieszony? Coś z tym przodem jest nie tak.

 photo IMG_20170519_123559_zpssgd7najp.jpg

Jeśli chodzi o wnętrze, zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie. Jest zaskakująco przestronne, lecz ma pewien problem. Pozycja za kierownicą. Kierownica sama w sobie regulowana jest tylko w pionie i umieszczona jest zbyt głęboko. Skutkuje to nienaturalną pozycją kierowcy, zbyt wysoką i zbyt bliską koła kierownicy. Przez to Panda sprawia wrażenie mniej pewnej w prowadzeniu niż jest w rzeczywistości. Jeśli zaś chodzi o miejsce nad głową, to mamy go więcej niż wystarczająco. Z tyłu? Cóż, to mały samochód, aczkolwiek jadąc z kompletem pasażerów nikt jakoś specjalnie nie narzekał.

 photo IMG_20170518_115613_zpskumdnixl.jpg

Odpowiadając na pytanie postawione w tytule- tak, potrafi zaskoczyć. Przede wszystkim uroczą stylistyką wnętrza, której nie spotkamy w żadnym konkurencyjnym niemieckim koncernie. Połączenie lakieru „piano black” z jasnymi i ciemnymi plastikami jest strzałem w dziesiątkę pod względem estetyki.  Materiały są niezłej jakości, aczkolwiek ich wykończenie mogłoby być lepsze. Niektóre krawędzie poszczególnych elementów nie są równe, czasem widać ich nieregularny kształt. Kierownica, choć plastikowa, jest gładka i przyjemna w dotyku. Poprawiłbym wspomnianą już kwestię pozycji za kierownicą, oraz umiejscowienie lewarka zmiany biegów. Dla mnie jest on umieszczony zdecydowanie za wysoko.

 photo IMG_20170518_135500_zpsjohfosab.jpg

Jeśli chodzi o kolejne zdziwione miny, pojawiły się one przy przyspieszaniu oraz jeździe z wysokimi prędkościami. Zacząć należy od tego, że silnik 1.2, który znajdował się w testowanej Pandzie dysponował jedynie 69 końmi mechanicznymi, jednak Panda sama w sobie (o czym nie świadczy nazwa modelu) jest lekka, waży dokładnie 1000kg i jeśli podróżujemy samotnie, bądź w dwie osoby, można poruszać się całkiem sprawnie. Co więcej, przy prędkościach autostradowych wewnątrz Fiata jest bardzo cicho. Komora silnika została bardzo dobrze wyciszona.

 photo IMG_20170519_121843_zps9jjtzkoi.jpg

Czy Panda mnie zaskoczyła? Zdecydowanie tak i polubiliśmy się. Spodziewałem się raczej plastikowego autka, które nie jest zbyt chętne do sprawnego przemieszczania się. Otrzymałem za to samochód, który uśmiechał się do mnie i dawał frajdę z jazdy. Tak, ta Panda, to naprawdę fajny zwierzak. 

niedziela, 19 marca 2017

Dacia Lodgy Stay Away


Madera. Piękne okoliczności przyrody. 30 stopni Celsjusza przeplata się z delikatnym wiatrem od strony oceanu. Powietrze jest ciepłe, aczkolwiek nieco wilgotne. Wiem, wcale nie brzmi jak początek testu dużego, brzydkiego samochodu. A jednak, życie jest przewrotne i tak zamiast planowanego zwiedzania wyspy kompaktowym autkiem, przyszło mi po niej jeździć załadowanym vanem. Ale czy to źle?

 photo IMG_20170309_1725402_zpsxsxyjrnq.jpg

Z zewnątrz Dacia Lodgy to kwintesencja prostoty, zwyczajności i ogólnego zobojętnienia. Ot, klocek. W gruncie rzeczy uważam, że właśnie ta głęboka filozoficzna myśl, poczucie obowiązku i pasja do zgłębiania przedmiotu "klocka” towarzyszyła projektantom na każdym etapie projektowania tego  samochodu. Ciężko bowiem prostą bryłę wzorować na czymś innym. Trudno sobie też wyobrazić coś bardziej przestronnego. A jak już coś wygląda jak klocek i jest przestronne jak wnętrze tegoż, to uwierzcie mi, prowadzi się dokładnie tak samo. Lecz może od początku.

 photo IMG_20170309_174255_zpspza5buvd.jpg

Było mi dane jeździć Dacią, w wersji Stepway. Uważam, że nazwa ta ma ukryte przesłanie. Jestem głęboko przekonany, że pierwotnie wersja nazywała się Stay Away, po to, aby ustrzec potencjalnych nabywców. „Nie kupuj Dacii, kup używaną Mazdę 5 albo inną Zafirę!”- krzyczała. No ale ktoś się tego dopatrzył, zrobiła się wewnętrzna afera, dołożyli plastikowe wykończenia błotników i zderzaków, dodali napis na fotelach- mamy nową linię wyposażenia. Tak więc dokładamy pieniądze do samochodu, który z założenia ma być tani. Akceptujemy plastikową kierownicę w zamian za dodatkowy plastik na elementach nadwozia.


 photo IMG_20170309_174308_zpsirrcaf7f.jpg

Samochód w wersji Stay Away wydaje się być nieco atrakcyjniejszy od wersji bazowych, choć sama idea wydaje mi się nieco absurdalna i kłóci się z założeniami, w które ma wpisywać się Lodgy. No bo nie oszukujmy się, ten samochód miał przewieźć 7 osób w miarę komfortowych warunkach za relatywnie niskie pieniądze. Koniec, to jedyne czego oczekuje się od tego auta. Po co więc pakować pieniądze w dodatki, które nie wpisują się w założenia?
Klocek z przodu, oprócz wspomnianych dodatków, wygląda… normalnie. Jest lekko zdziwiony, tak jakby dziwił się, że ktoś go kupił i że zaraz będzie gdzieś jechał. Linia- klocek. Tył- właściwie też nic szczególnego, duża klapa, lampy. Wizualnie w tym samochodzie trudno jest opisać cokolwiek interesującego. Lecimy do środka, może tam będzie lepiej.
Chwytam za klamkę, otwieram drzwi, i już wiem. 3 lata, na tyle obstawiam trwałość klamki. Jest tak żenująco tandetna, że sprawia wrażenie, jakby mogła pęc w każdym momencie.
Nie pękła, wchodzę do środka.
   photo IMG_20170309_174408_zpsznf8toy9.jpg

Pozycja za kierownicą typowa dla Vanów, lekko podwyższona. Widoczność dobra. Ergonomia? Cóż. Fotel nie ma regulacji pionowej. Kierownica regulowana w jednej płaszczyźnie, do tego plastikowa, podobnie jak lewarek zmiany biegów. Za to jest nawigacja, klimatyzacja ręczna, radio z wejściem aux, 4 szyby elektryczne i sterowanie lusterek również elektryczne. A! Ostatni rząd siedzeń ma uchylane ręcznie szyby. Niby fajnie, ale pamiętam, że Chrysler Voyager z 1999 roku robił to elektrycznie. Tak, wiem wiem, nie ten budżet, nie ta klasa, ale przez 18 lat oczekiwałoby się jakiegoś postępu. W końcu standardowe wyposażenie dzisiejszych małych samochodów to wyposażenie Mercedesa S-klasy sprzed 20 lat.

 photo IMG_20170309_174340_zpsz96lltjd.jpg

Jak już pisałem na wstępie, projektanci tego samochodu bardzo mocno wzięli sobie do serca ideologię klocka. W kwestii wnętrza, wyszło to dobrze, jeśli chodzi o jego przestronność. Właściwie w każdym rzędzie siedzeń, a mamy ich tu 3, ilość miejsca jest wystarczająca. Przez większość czasu samochód był użytkowany z kompletem pasażerów i nikt nie krzyczał, że mu ciasno.
Jeśli chodzi o prowadzenie ( i związane z tym, już pojawiały się pewne krzyki), samochód jest bardzo miękko zestrojony. Jak klocek, do którego dołożycie koła i połączycie je z nim jakąś gąbką. Samochód buja się na boki, prowadzi się niepewnie, kierowca nie czuje, co się dzieje z kołami. Tak, jakby Lodgy w ogólne nie było połączone z kołami tylko się nad nimi unosiło.
Jeśli chodzi o silnik, tu również mogłoby być lepiej. Wysokoprężny 1.5 dci o mocy 110 KM dawał odczucia na jakieś 80KM. I o ile przyspieszenie na pusto jest akceptowalne, to przy obciążeniu jest już ciężko i przydałoby się te parę koników więcej, chociażby z silnika o większej pojemności. Na pusto świateł jest całkiem dynamiczny, ale przecież nie tak się jeździ vanem. Van powinien móc bezpiecznie wyprzedzić Tira, sprawnie wbić się na lewy pas i przyspieszyć na autostradzie. To samochody, którymi wozi się dzieci. Muszą być dynamiczne, żeby były bezpieczne. Nie jestem pewien, czy Dacia Lodgy zapewnia wystarczającą ilość bezpieczeństwa. Choć wiadomo, „Baba z wozu, silnikowi lżej”.

 photo IMG_20170309_185419_zpsykncb6rc.jpg

Jednak wszystkie wyżej opisane defekty można zaakceptować, jeśli uświadomimy sobie, że mamy do czynienia z samochodem tanim. On nie ma być ładny, nie ma być demonem prędkości, nie musi się rewelacyjnie prowadzić. Ma być tani i praktyczny i tu właśnie pojawia się kilka kwestii, które Lodgy wybaczyć nie można. Po pierwsze, klapa bagażnika chciała mnie zabić, poważnie. Jest długa, szeroka i bardzo ciężka, wobec czego potrzebuje mocnych siłowników. Gdy chciałem ją otworzyć, ale zorientowałem się, że może się to nie udać, bo stoję za blisko innego auta, miałem problem, aby ją zatrzymać. Na szczęście udało się i otworzyła się bez wybijania mi zębów i obijania samochodu obok. Uważam jednak, że powinna być albo aluminiowa, albo podzielona na pół z otwieranym progiem załadunkowym, jak to miało miejsce np. w Fiacie Marea Weekend.
Szokująco mały jest bagażnik przy rozłożonych dodatkowych 2 fotelach. Jak widać, miejsce w kabinie wygospodarowano kosztem bagażnika. Nie podoba mi się również brak nawiewów klimatyzacji dla ostatniego rzędu siedzeń. Nie ma nawiewów ani górnych, ani podłogowych. To bardzo duże niedociągnięcie. Podczas dłuższej trasy, z tyłu auta staje się po prostu gorąco. Przód dmucha na maksymalnym przełożeniu, kierowca i pierwszy pasażer marznie, podczas gdy do ostatniego rzędu docierają jakieś marne resztki chłodnego powietrza.
Z innych rzeczy, które irytują, to czujniki parkowania, które krzyczą, że nie możesz, gdy jeszcze jest sporo miejsca, plastikowa kierownica regulowana w jednej płaszczyźnie, brak regulacji wysokości fotela. Irytuje to o tyle bardziej, kiedy widzisz, że masz w samochodzie nawigację, radio z aux i USB z całkiem niezłymi głośnikami jak na samochód niskobudżetowy.

 photo IMG_20170309_174324_zpsecc1gu5n.jpg
Czy polecam Dacie Lodgy? To zależy czego oczekujesz od samochodu. Jeśli ma być tani, służyć jako transport z punktu A do punktu B, wydaje się to być dobra propozycja. Jeśli jednak możesz dołożyć trochę złotych monet, zależy Ci na jakiejkolwiek jakości prowadzenia, jak i komforcie prowadzenia, własnym zdrowiu bądź nieprzegrzewaniu się pasażerów z ostatniego rzędu albo po prostu lubisz swoje zęby, poszukaj czegoś bardziej dopracowanego. 

środa, 1 lutego 2017

W podróży do świata pasji

Na rynku motoryzacyjnym obecnych jest wiele marek. Często ich popularność różni się w zależności od państwa, czy też kontynentu. Wiele jest marek z rozbudowaną historią, ale niewiele z nich może się pochwalić taka przeszłością, jak Alfa Romeo. Wartości, które towarzyszą marce po dziś dzień, nie wzięły się znikąd. Już Henry Ford powiedział: „ When I see an Alfa Romeo go by, I tip my hat”. Alfa Romeo to coś więcej, niż tylko produkcja samochodów. Miejsce, w którym znalazłem się tydzień temu, w pełni oddaje idee, które jej towarzyszą. Były przyczyną wielu sukcesów, ale też przyczyniały się do porażek. Miejsce, które mam na myśli, to Muzeum Alfy Romeo (Museo Storico Alfa Romeo) mieszczące się nieopodal Mediolanu, w miejscowości Arese.


1 photo IMG_20170128_113340_zpsdolizjua.jpg

Muzeum odwiedziłem w sobotę (ciekawostką jest, że zamknięte jest we wtorki, ot tak, po włosku) toteż spodziewałem się większej ilości zwiedzających niż potencjalnie mógłbym spotkać w trakcie tygodnia. Otóż nic bardziej mylnego. Gdy wszedłem, „powitany” wcześniej przy wejściu przez Alfę Romeo 4c Spider, pani w kasie wyglądała na zaskoczoną. Tak, jakby nie spodziewała się, że ktoś może przyjść. I chyba faktycznie byłem pierwszym zwiedzającym tego dnia. Podczas zwiedzania minęło mnie kilkanaście osób, ale nie więcej niż 20.
Muzeum w Arese zostało w ostatnim czasie gruntownie wyremontowane i trzeba przyznać, że jest tam bardzo ładnie. Od zewnątrz przez cały parter wewnątrz ciągnie się czerwona linia czasu, która wprowadza nas w początki historii marki. Zobaczyć możemy ewolucję logo i dowiedzieć się od czego wszystko się zaczęło. Inną kwestią jest fakt, że połyskująca linia czasu w kolorze rosso schodzi momentami na tyle nisko, że 2 razy zahaczyłem o nią głową. Ot, kolejna rzecz mi pokazała, że jestem we Włoszech.



3 photo IMG_20170128_115305_zpsc7cizz6a.jpg

2 photo IMG_20170128_114545_zpsk69gdfk1.jpg

Muzeum podzielone jest na 5 etapów. Na każdym z nich możemy podziwiać inne samochody z innego etapu rozwoju marki. Dla mnie, wyjątkowo ciekawa była sala ukazująca modele charakterystyczne dla każdej następującej dekady. I tak zaczynał rok 1910 wraz z pierwszą Alfą Romeo. Każdy kolejny model obrazował 10-letnie zmiany w tworzeniu samochodów. Pomysłowe, to raz. Ciekawe, to dwa. Co najbardziej istotne, czyli po trzecie- obrazuje postęp. Ukazuje markę, która trwając przy swoich wartościach, tworzyła coraz to lepsze i ładniejsze samochody. I tak widzimy tu modele od A.L.F.A. 15 HP Corsa, przez 6c 1750 Grand Sport, 1900 Super Sprint, Giulię, Montreal, 164, 156 na Alfie Romeo 8c Competizione kończąc.

 photo IMG_20170128_122953_zpscnlitu5s.jpg

 photo IMG_20170128_124035_zpsxgs8j6ku.jpg

Inną salą, która była bardzo intrygująca, była sala z modelami koncepcyjnymi. Oprócz tego, że zobaczyłem modele, o których nie miałem pojęcia, to zobaczyłem model, który w mojej świadomości istniał tylko wirtualnie. Byłem przekonany, że nigdy nie powstał nawet jeden egzemplarz. A jednak, Alfa Romeo Nuvola. Zbyt futurystyczna jak na swoje czasy, nigdy nie weszła do produkcji.

 photo IMG_20170128_130313_zpsvsvbn1wc.jpg

 photo IMG_20170128_130832_zpsnf4atay3.jpg

W  pomieszczeniu z konceptami było bardzo dużo przestrzeni. Wpływało to na klimat tej sali. Jasne podłogi i ściany, półokrągłe opisy zawieszone nad samochodami sprawiały, że można było poczuć w powietrzu nutkę rozczarowania i niezrealizowanych ambicji.

 photo IMG_20170128_130441_zpsuq8hjh37.jpg

 photo IMG_20170128_130410_zpsl1g4i3sq.jpg

 photo IMG_20170128_131021_zpsnnvaxu7a.jpg

Przemierzając muzeum dalej, przeniosłem się do sali nieco bardziej multimedialnej. Pod ścianą, jeden za drugim ustawione były samochody rajdowe z początku istnienia marki, które to zaszczepiły na dobre rasowe aspiracje do pozostałych modeli. Za nimi, co jakiś czas, ukazywały się nagrania, w których samochody, które stały przede mną, brały udział. Rzadko kiedy można przenieść się w czasie tak daleko i jednocześnie mieć historię na wyciągnięcie ręki.

 photo IMG_20170128_134255_zps4dvitn2a.jpg

 photo IMG_20170128_134552_zpsnjiuphtv.jpg

Kolejna sala była poniekąd kontynuacją poprzedniej, ponieważ były to kolejne wersje wyścigowych Alf. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie Alfa Romeo 155 w edycji WTCC, która w czasach swej świetności nie miała sobie równych. Lekki niedosyt został spowodowany brakiem wyścigowej wersji Alfy Romeo 156, która szczególnie po liftingu, w wyścigowym body-kicie wyglądała obłędnie.

 photo IMG_20170128_135655_zpsp6qijax3.jpg

 photo IMG_20170128_135907_zpsfpqutkce.jpg

Jednym z ostatnich etapów wycieczki jest sala kinowa 4D. Umieszczone w rzędach fotele kubełkowe Sparco zaopatrzone są w pasy. I dobrze, bo gdybym ich nie zapiął, wraz z pierwszym ruchem wylądowałbym na ziemi. Symulowane są odczucia, jakie spotykają… no właśnie, nie wiem właściwie co, bo film, a właściwie animacja, jest bardzo niedopracowana. Czasem obserwujemy wszystko z perspektywy lotu ptaka, czy też kamery poruszającej się po prostu nad samochodami, jednak cały czas fotel symuluje odczucia nierówności nawierzchni i przechyłów w zakrętach. Potem kamera przenosi się na przód auta, aby symulować obijanie się pachołków o nasze nogi. Następnie siedząc wewnątrz auta(AR 4c), wjazd w kałużę skutkuje spryskaniem wodą. Można było to rozwiązać dużo ciekawiej, np. siedząc wewnątrz Alfy Romeo Spider, z opuszczonym dachem, symulować zbyt niskie gałęzie, padający deszcz, skutkujący koniecznością zamknięcia dachu. Miałoby to „ręce i nogi”.

 photo IMG_20170128_140842_zpsddnn2p0y.jpg

Na koniec wycieczki po Muzeum, trafiamy do kawiarni Alfa Romeo; tarasu, na którym ustawione były Giulietty oraz nowe Giulie oraz 4c Spider oraz do salonu sprzedaży. Kawa z widokiem na modele Alfy Romeo smakuje bardzo dobrze, wierzcie mi. Przy okazji zamieniłem 2 słowa z obsługującym mnie Baristą. Dowiedziałem się, że niestety, ale liczba zwiedzających zwiększa się tylko w okresie wakacyjnym. To przykre, bo Muzeum w Arese ma naprawdę wiele do zaoferowania.

 photo IMG_20170128_132649_zpsf8zefzsp.jpg

W salonie dostępne do oglądania były 2 Giulie, Giulietta oraz MiTo. Dodatkowo na podestach stało kolejne 4c Spider oraz Alfa Romeo Giulia Quatrofogio. Niestety, auta na podestach były zamknięte. To smutne, bo Giulia Q jest autem bardzo świeżym, budzącym silne emocje wśród fanów. Rozumiałbym zamknięcie samochodu, gdyby fala zwiedzających była nie do opanowania, jednak w salonie byłem tylko ja. Wsiadłem sobie za to do „cywilnej” Giulii oraz do Giulietty i MiTo, jako, że w wersjach po liftingu nie siedziałem. Szczerze powiem, że lekko się przeraziłem. O ile w Giulii czuć skok technologiczny i jakościowy, wykończenie i materiały są naprawdę dobrej jakości, o tyle w pozostałych dwóch to po prostu obraz nędzy i rozpaczy. Aktualnie Alfa próbuje dźwignąć się z kolan. Po wypuszczeniu tak dobrego modelu, jakim jest Giulia, zwyczajnie wstyd utrzymywać w sprzedaży odgrzewane kotlety, jakimi są MiTo i Giulietta. Ta druga była w wersji Veloce, czyli jednej z lepszych wersji wyposażenia. W zamian za to, kierownica była regulowana tylko w jednej płaszczyźnie, plastik na drzwiach był twardy, chropowaty i sterczały z niego włoski plastiku widoczne pod światło. Dźwignia ręcznego nie była obszyta nawet najgorszej jakości imitacją skóry. Cały kokpit jest absurdalnie tandetny. MiTo wcale nie jest lepsze, ale o ile MiTo to klasa małego auta miejskiego, o tyle Giulietta, to klasa kompakt. Jest to bardzo ważny segment, a przy tym co oferuje Giulietta, nie ma najmniejszych szans na bycie jego istotnym graczem.

 photo IMG_20170128_131959_zpsvzcqw1cu.jpg

Frustracja spowodowała, że zboczyłem nieco od głównego wątku. Muzeum Alfy Romeo w Arese jest punktem, do którego odwiedzenia gorąco Was zachęcam. I nie kieruję tych słów tylko do Alfisti. To Muzeum jest dla każdego, kto ma choć odrobinę benzyny we krwi. Nie tylko dlatego, że ukazuje historię i postęp na przełomie lat. Głównie dlatego, że ukazuje pasje i to, że motoryzacja może być sposobem na życie. Dlatego, że jest autentyczne. Dlatego, że jak nachylicie się do wnętrza samochodów z początku historii marki, poczujecie zapach skóry z fotela i zapach oleju z silnika. Dlatego, że mało jest miejsc, w których możecie przebywać bez zbędnego tłumu, po prostu rozkoszując się przepięknymi, włoskimi dziełami na czterech kołach. Pure Alfa Romeo. 

niedziela, 17 lipca 2016

Zbawienie żeńskie ma imię?

Alfa Romeo Giulia to najnowsze, bardzo długo wyczekiwane dziecko włoskiej marki. Wyczekiwane przez wszystkich fanów, wyglądane przez salony. Do tej pory gama modelowa Alfy była bardzo uboga- 2 modele, czyli MiTo i Giulietta, kolejny raz poddane liftingowi po prostu sprzedają się słabo. 4c stanowi ciekawy dodatek do oferty, ale de facto nie poszerza jej z punktu widzenia przeciętnego klienta. Oprócz 4c, modele Alfy są przestarzałe technologicznie, a wyrafinowany design w pewnym momencie to za mało, aby przyciągnąć klienta. Dziś uczestniczyłem w oficjalnej premierze nowego modelu w jednym z Polskich salonów. Zainteresowanie było spore, bo i samochód dla wszystkich był zagadką, choć jego zdjęcia krążyły po internecie już od dawna.


 photo 13690592_1253119994728864_5866469849216395465_n_zpsx8gwlv9i.jpg 

Nowy model- Giulia została zaprezentowana po raz pierwszy podczas ostatnich targów we Frankfurcie. Jej premiera była odkładana kilkukrotnie, toteż spekulacjom nie było końca. Oficjalnie właściwie nie wiadomo dlaczego. Nieoficjalnie, złośliwi zwykli mówić, że nowa Alfa nie dojechała na crash teście do ściany. Cóż, jak było póki co nie wiemy. Wiem za to, że na pewno warto byłoby ją do tej ściany nawet dopchać.
Wizji Giulii było sporo. Spowodowane to było tym, że firma do samego końca trzymała stylizację auta w tajemnicy. Oczekiwania były spore, proporcjonalnie do czasu, który przyszło oczekiwać na ruch ze strony Alfy.
Prezentacja samochodu, a po niej zdjęcia, które obiegły świat wzbudziły mieszane uczucia. To, że samochód jest ładny, mimo, że to rzecz gustu, wydaje się być kwestią oczywistą. Od początku było wiadomo, że marka chce obrać kierunek rozwoju, w stronę segmentu premium, ukierunkowując się na klientów z zachodu. Stąd poczucie słabego dość „zarażenia” samochodu „wirusem Alfa”. Zbyt mało Włocha w Włochu, chciałoby się powiedzieć. Prezentacja na żywo rozwiała wszelkie wątpliwości.

 photo 13645318_724242087718764_3482342254092234278_n_zpspm2j3ana.jpg

Oceniając Alfę na podstawie zdjęć, doszukiwałem się w niej BMW serii 5 z przodu, oraz Kii Optimy z tyłu. Dziś moja opinia się zmieniła. Z przodu- to po prostu Alfa, Alfa Romeo Giulia. Z tyłu- mówcie, co chcecie, dla mnie to Maserati Grand Turismo. Wygląda pięknie. Nie jest tak zero-jedynkowa jak Alfa 159, za to ma więcej charakteru niż 156. Stanowi zdrowy kompromis z nutą włoskiego pomysłu na auto, co powinno się podobać także Hansowi, który może mieć już dość sytuacji, w której wybiera pomiędzy oklepanymi autami niemieckich marek.
Zdjęcia kokpitu, które obiegły świat po premierze, dopełniały obraz Giulii, jako auta, które zawiedzie. Opinia, która się ukształtowała głosiła, że kokpit to właściwie klon deski BMW i stanowi odejście od filozofii Alfy. I znowu zaskoczenie- nie jest tak. Rzeczywiście kokpit wygląda inaczej niż w ostatnich alfach, ale tak naprawdę- chyba lepiej. Nie jest tak sztywno skrojony jak w BMW, kokpit jest blisko kierowcy, otula go, choć jego design jest raczej zachowawczy. Materiały, które zostały użyte do jego produkcji są bardzo dobrej jakości. Przyciski pod palcem nie ruszają się na boki, nie haczą, sprawiają wrażenie solidnych. Podobnie 3 pokrętła umieszczone pomiędzy podłokietnikiem a drążkiem zmiany biegów, do obsługi multimediów oraz systemu DNA. To właśnie pokrętło od systemu DNA  jako jedyne sprawiało wrażenie „tańszego”.

 photo IMG_20160715_204222_zpsgscr8euu.jpg

Nad panelem sterowania klimatyzacją znajduje się duży wyświetlacz do obsługi multimediów. To co ciekawe, to to, że nie  ma on wyraźnie oznaczonych granic, powierzchnia szkła jest jednolita i wybiega poza sam wyświetlacz. Gdy zgaśnie wygląda jak duża szklana powierzchnia. Duże są również zegary. Pomiędzy dwoma, klasycznymi i okrągłymi- prędkościomierzem i obrotomierzem, znajdziemy wyświetlacz z informacjami bieżącymi. Na zewnątrz od nich znajdują się inne wskaźniki dot. aktualnych danych auta.
Warty podkreślenia jest typowy sportowy detal, którym jest przycisk służący do odpalania auta. Wprawdzie nie jest on czerwony, tak, jak w wersji QV, ale wciąż znajduje się na kierownicy, czym dodaje nieco pikanterii całości.
Fotele z przodu są wygodne, siedziska są wystarczająco długie. Nie można tego powiedzieć o siedzisku kanapy, które jest za krótkie, a oparcie wydaje mi się zbyt pionowe. Nie zmienia to jednak faktu, że miejsca nad głową i na nogi jest naprawdę dużo, kanapa została maksymalnie cofnięta. Odczuwa się to podczas wysiadania z tyłu, które nie należy do najprostszych.
Jeśli chodzi o bagażnik- jest. Nie wydaje mi się, aby był to kluczowy aspekt przy zakupie tego auta, więc nie poświęciłem mu zbyt wiele uwagi. Otwór załadunkowy wydał mi się trochę wąski, ale Pizza na wynos wejdzie spokojnie.
Mogłem pojeździć Giulią w wersji "super", której cena wyjściowa to ponad 150 tys. złotych, a egzemplarz, z którym miałem do czynienia był wyceniony na prawie 200 tys. złotych. Za tą cenę otrzymujemy auto z manualną, 6biegową skrzynią biegów i 180 konnym silnikiem 2.2. diesel, który moc przenosi na tylne koła. Czy to dużo? Generalnie sporo, ale zawsze trochę mniej, niż bezpośrednia konkurencja z tym samym wyposażeniem i podobną mocą.

 photo IMG_20160715_203911_zpskjdj3cli.jpg

Samochód prowadzi się całkiem przyjemnie. Kierownica pomimo wspomagania elektrycznego nie pracuje przesadnie lekko, co jest niewątpliwie plusem. Napęd na tył wpływa na jakość prowadzenia. Skrętne reflektory z systemem doświetlania zakrętów znacząco poprawiają bezpieczeństwo. Pozycja za kierownicą jest prawidłowa, a zakres ustawień fotela i kierownicy jest wystarczająco obszerny. Drążek zmiany biegów jest krótki, jak i sam skok lewarka, co jest dobrą informacją. Złą jest fakt, że przy szybkich zmianach biegów z 2 na 3, czyli po skosie, skrzynia jest niewystarczająco precyzyjna. Przy kilku szybkich zmianach „szukałem trójki”. Nie powinno tak być, toć to samochód klasy premium o sportowym charakterze.
Inną kwestią, która obniża nieco entuzjazm to moc. Brakuje kilku rumaków pod nogą. 180 koni to dużo w samochodzie kompaktowym. W aucie klasy premium, ważącym ponad 1600 kg to za mało, szczególnie z pasażerami na pokładzie. Wciśnięcie pedału gazu w podłogę nie wiąże się z wciskaniem w fotel i przemieszczeniem organów. Oczywiście starczy do sprawnego przemieszczania się po mieście czy wyprzedzania w trasie. Brakuje mi czegoś więcej. Czegoś, czego na pewno nie będzie szukał klient, który przywędruje do salonu Alfy z jakiegoś salonu niemieckiej marki. Będzie szukał tego Alfista, który w tej marce widzi coś więcej niż tylko samochód. O ile będzie prowadził ten samochód sam, jest szansa, że to znajdzie.


 photo IMG_20160715_203307_zpsmmcjvmwf.jpg

Giulia to niewątpliwie przełom. Nowy etap w historii marki, nowa polityka firmy, nowa filozofia tworzenia samochodów. Jedno co się nie zmieniło, to pasja. Różnica polega na tym, że teraz koncern chce zacząć zarabiać na samochodach spod marki z Mediolanu. I dobrze. Tylko wtedy podtrzyma prawdziwie włoską tradycję tworzenia samochodów. Bardzo kibicuję Giulii i naprawdę chciałbym, aby jej się udało. Wprawdzie zapowiedziany SUV jest już w fazie testów, a i coraz to głośniej mówi się o następstwie Alfy 166, to jednak Giulia jest modelem kluczowym, bo wyznacza nowy trend w historii tej marki. Przedziera szlaki, które  do tej pory marce były nieznane. Giulia ma szansę skraść serca fanów jak i nowych klientów, którzy Alfę do tej pory znają tylko z żartów o lawetach. Jeśli tylko klienci dokonujący wyboru będą kierować się już nawet nie tylko sercem, ale również obiektywną analizą, odkładając na bok stereotypy, samochód ten będzie niewątpliwym sukcesem. 

wtorek, 5 kwietnia 2016

W pogoni za Europą, czyli Poznań Motor Show 2016

Tak, niestety tytuł nie jest pomyłką, lecz dobrze przemyślanym nagłówkiem tekstu, który pozwoli Wam poznać świat targów motoryzacyjnych w Polsce od innej strony. Wszędzie, gdzie znajdziecie relację z tegorocznego Motor Show przeczytacie o licznych premierach, o ilości wystawców, o powierzchni wystawowej i pięknych kobietach. Jeżeli Waszym celem było ponowne przeczytanie tego typu relacji muszę Was zmartwić- to nie ten adres.
            Przyznam się szczerze bez bicia-  były to moje pierwsze targi motoryzacyjne w Poznaniu. Udałem się na nie w sobotę, był więc to dzień otwarty dla wszystkich zwiedzających, nie tylko dla prasy. Jest to więc to, co spotka przeciętnego zjadacza chleba, który chce pooglądać światowe premiery, tak więc kluczyki w dłoń- jedziemy do Poznania!

 photo DSC_1118_zpsosrf7ufi.jpg

Gdy już zbliżamy się do hali targów- korek. To oczywiście można wybaczyć, organizatorzy spodziewali się 100 000 odwiedzających, spora część z nich przyjechała samochodem, nic więc dziwnego, że wytworzyły się korki. Światła wyłączone, policja kieruje ruchem. Po odstaniu w kolejce ok pół godziny kierujemy się w stronę parkingu. Godzina 12:00, pierwsze jakie napotkaliśmy (trzy duże parkingi z jednym wjazdem)- pełne. No nic, jedziemy dalej, parkingi z drugiej strony hal- pełne. Cóż począć, jedziemy dalej, aż tu nagle- jest! Parking! Duży plac na ok 100- 150 samochodów, to wjeżdżamy, ale co jest? Dlaczego brama jest zamknięta? „To parking dla VIPów”- raczył zauważyć ochroniarz. Jako, że skromność to nasz drugi, podstawowy atut zaraz po ponadprzeciętnej inteligencji [ ;) ] nie dyskutowaliśmy z ochroną i udaliśmy się dalej w poszukiwaniu miejsca. Wszelkie możliwe parkingi na chodnikach, trawnikach i niższych drzewach oczywiście były już pozajmowane. No to jedziemy dalej. Udało się znaleźć wolne miejsce ok 2 km od targów. Poczucie radości ze znalezionego miejsca przenika się z wściekłością na zmarnowane kolejne 40 minut, choć i tak mieliśmy szczęście, bo podczas krążenia wokół targów byliśmy świadkami dwóch kolizji, więc w sumie farciarze, że to nie my mieliśmy bliskie spotkanie z innym poszukującym miejsca, sfrustrowanym kierowcą.

 photo DSC_1102_zpsg970rclu.jpg

Idziemy. Sprawnym krokiem, żeby nadrobić stracony czas. Po problemach technicznych na bramkach z jednym z biletów udało się wejść do środka. Pełni szczęścia kierujemy się na hale, w których wystawione są auta, gdyż to było naszym celem. Naszą przygodę zaczynamy od stoiska KII, gdzie prezentowana miała być nowa Elantra, i faktycznie była tam. Ale zaraz… gdzie reszta aut? Ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie, wszędzie ludzie, momentami było ich tak dużo, że nie było widać samochodów. Przejścia pomiędzy punktami wystawowymi poszczególnych marek były strasznie wąskie. W tym wszystkim nie było podziału na ludzi idących w konkretnym kierunku, a wyraźnie taki podział miałby rację bytu. W luźniejszych strefach widziałem 2 osoby na wózku inwalidzkim i szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia jak były w stanie przebrnąć przez tłumy na głównych ścieżkach. Nikt nie nikogo nie patrzy, nikt nie zwraca uwagi czy nie depcze czyichś stóp, każdy się przeciska, uderzenia barkami to standard. Każdy chce zrobić zdjęcie bez innych ludzi, każdy każdemu wchodzi w kadr, kolejki do samochodów, a jak już wsiądziesz, zamkniesz drzwi i chcesz poczuć czy Ci odpowiada ten konkretny model, to przyjdzie gruby facet, co pokłócił się ze środkami higieny, przedrze się przez kolejkę, żeby otworzyć drzwi w najmniej oczekiwanym momencie, spojrzeć i pójść, pozostawiając po sobie wyraźnie wyczuwalny ślad. Pozostaje pytanie: czy naprawdę Polacy są tak aspołeczni? Nie, zdecydowanie nie, moim zdaniem sytuacja ta poniekąd została wymuszona przez zastany stan faktyczny. Po pierwsze- było zbyt ciasno. Uważam, że wystawy samochodów powinny rozłożyć się na jeszcze jedną halę, tym bardziej, że nie wszystkie hale zostały zagospodarowane. Auta, jak i stoiska były ustawione bardzo blisko siebie, co siłą rzeczy pozostawiało ludziom bardzo małą przestrzeń do poruszania się. Dodatkowo, bardzo dużo samochodów było odgrodzonych lub pozamykanych. To chyba najlepiej świadczy o tym, że kultura takich imprez stoi u nas na dosyć niskim poziomie. Jak to jest, że możemy w każdej chwili pójść do salonu Jeppa i przymierzyć się do dowolnie wybranego przez nas modelu, a na międzynarodowych targach oglądający muszą oglądać wnętrze przez szybę. Skandal i nie dotyczy on wyłącznie Jeepa.

 photo DSC_1100_zps4jd7eiev.jpg

Kolejną kwestią, która rozczarowała, jest przygotowanie samochodów i stoisk. Tylko na stoisku Mini zauważyłem pana ze szmatką z mikrofibry wycierającego ślady po palcach z karoserii. Reszta? Warstwa kurzu na samochodach i odciski palców w każdym możliwym miejscu na samochodzie nie jest czymś, co zachęca. Szczególnie utkwiła mi w głowie obmacana Panamera z przeciągniętym śladem pięciu palców przez cały tylny słupek. W kwestii przygotowania stoiska, jedynie Honda prezentowała tutaj jakieś poziom, gdyż rozgadany mężczyzna chodził i opowiadał do mikrofonu różne ciekawostki czy przeprowadzał konkursy, co i tak nie jest czymś szczególnym w porównaniu z poziomem międzynarodowym. Motor Show chwali się, że są to czwarte co wielkości targi na świecie. Szanowny organizatorze, może warto zacząć rozumieć „wielkość” w charakterze ogólnym, całościowym, a nie tylko ilościowym?

 photo DSC_1078_zpshv615hpl.jpg

Do czego zmierzam? Tak się złożyło, że byłem na ostatnich targach we Frankfurcie (Internationale Automobil Ausstellung) i nie odnotowałem żadnej z powyższych negatywnych kwestii. Ktoś może powiedzieć, że to dlatego, że te targi są dużo większe i będzie miał rację, ale są większe nie tylko ze względu na ilość wystawców, tylko głównie ze względu na profesjonalizm w podejściu do tematu. Zamknięte samochody we Frankfurcie? Nonsens! Odgrodzone przestrzenie, gdzie wpuszczana była ograniczona ilość osób? Owszem, zdarzało się, ale na litość Boską nie w Volvo czy BMW. Ludzie wchodzący sobie na głowę, żeby zobaczyć kawałek samochodu? A gdzie tam, wszystko było rozłożone na dużo większej powierzchni. Kolejki do samochodów? Tak, do tych z najwyższej półki, m.in. do takich, których w Poznaniu albo nie było, albo były odgrodzone i chronione przed „nieobliczalnym tłumem”. Cała reszta była otwarta i dostępna, a jak jakieś auto było szczególnie drogie, lub miało delikatne materiały wewnątrz, to sprawdzano czy na spodniach nie ma się ćwieków czy innych dziwnych elementów, które mogą coś uszkodzić (np. taka sytuacja miała miejsce przy Porsche 911 GT3). Nie będę już nawet wspominał o rozładowanych akumulatorach w większości samochodów w Poznaniu. Jest to szczególnym foux- pas w sytuacji, kiedy prezentuje się również dokonania w dziedzinie elektroniki! A co z przygotowaniem stoisk? Właściwie nie wiem, czy jest co porównywać. W Poznaniu jedynie u VW zauważyłem sklepik z gadżetami. We Frankfurcie gadżety rozdawano na każdym kroku. Od wózków na kółkach od Skody po torby lniane przez długopisy na smyczach na pięknie wydanych materiałach reklamowych kończąc. Mam wrażenie, że wystawcy za przyzwoleniem organizatorów potraktowali Polaków po prostu gorzej i nie podoba mi się to. Tak samo, jak nie podobał mi się moment, kiedy nie mogłem się zatrzymać, żeby puścić matkę z wózkiem bo napierał na mnie tłum i musiałem wleźć jej przed wózek. Od razu przypomniała mi się nie tak dawna tragedia z Bydgoszczy, gdzie to właśnie spanikowany tłum doprowadził do śmierci ludzi.

 photo DSC_1114_zpskru6d5qd.jpg
 photo DSC_1115_zpswld4lpiy.jpg         
Lepiej wypadła hala z motocyklami oraz TIRami. Głównie dlatego, że była mniej uczęszczana i można było w spokoju obejrzeć pojazdy. Dobre wrażenie zrobiła na mnie również hala z akcesoriami motoryzacyjnymi. Były tam organizowane różnego rodzaju zawody czy pokazy. Równie ciekawa była wystawa zatytułowana fragmentem hymnu: „Z ziemi Włoskiej do Polski”, w której to zebrane były włoskie klasyki zarejestrowane w Polsce.

 photo DSC_1108_zpsmzky6z2f.jpg  photo DSC_1105_zpsotzf0ewu.jpg  photo DSC_1107_zpsdiqhc0ry.jpg

Jeśli zaś chodzi o samochody, pozwolę sobie wspomnieć kilka z prezentowanych na tegorocznych targach, które szczególnie zwróciły moją uwagę. Na pierwszy ogień- Nissan Juke- R oklejony matową czarną folią. Prezentował się fenomenalnie.  
     photo DSC_1056_zpsrrealdfl.jpg photo DSC_1053_zpsvbvbur4s.jpg

Nie wiem dlaczego, ale SUVy, czy też Crossovery z obniżonym zawieszeniem zawsze mi się podobały, a jak w parze z tym idzie moc 200+ to mamy zestaw idealny. Niestety nie było mi dane porównać wnętrza względem Juke’a Nismo RS, gdyż ten pierwszy był zamknięty, lecz rzucało się w oczy to, że Juke- R jest  zauważalnie niższy.


 photo DSC_1059_zpstnu1emxw.jpg
       
Kolejnym autem zasługującym na uwagę, jest nowe Renault Megane. Poprzednik, szczególnie wersja kombi, bardzo przypadł mi do gustu, stąd moja ciekawość nowym modelem. Niestety, kombi w wersji GT było odgrodzone od oglądających, lecz co dało się zauważyć, to duże podobieństwo linii nadwozia do Seata Leona ST. Jeśli chodzi o wnętrze, mogłem obejrzeć Megane w wersji GT, lecz w nadwoziu hatchback.
Niestety, ale nie podoba mi się. Wygląda to, jak próba podrobienia tanim kosztem lotniczych kokpitów Saab’a. Tablet, którym obsługuje się wszystkie elementy pokładowe samochodu również nie wydaje się nazbyt praktycznym rozwiązaniem. Co mi się spodobało i występuje również w Passa… ups, Talisman’ie to możliwość dostosowania trybu jazdy do naszego stylu. Równocześnie zmienia się wzór zegarów oraz podświetlenie listew (plus dla Renault za działające akumulatory).


 photo DSC_1031_zpszruwy0ff.jpg

Bardzo ciekawym autem jest również Włoch z Japonii, czyli Fiat 124 Spider, który został zbudowany w oparciu o Mazdę mx-5 z tą różnicą, że jest od niej dużo ładniejszy. W Poznaniu został zaprezentowany wraz ze swoim pierwowzorem. Szkoda, że zmianie nie uległo wnętrze i jest dokładnie takie, jak w Maździe. Osobiście czekam z niecierpliwością na wersję Abarth, która była już zapowiadana.

 photo DSC_1029_zpsjvlnfp4r.jpg
           

 photo DSC_1086_zpsgqb281gf.jpg

Do aut szczególnie brzydkich (choć może pojęcie "bezpłciowych" lub "nijakich" byłoby bardziej odpowiednie) zaprezentowanych w Poznaniu bez mrugnięcia okiem zaliczyć można nowe Audi Q2. Jest to chyba najbrzydsze Audi w historii marki. Gdyby zakryć wszystkie znaczki firmowe, jestem pewien, że każdy mówiłby o nowej Fabii Scout, ew. nowym Roomsterze (który nawiasem mówiąc stał się pierwszą ofiarą afery spalinowej koncernu VW i nie wejdzie do produkcji. Wielka „szkoda”)

 photo DSC_1090_zpsavjqfdoj.jpg

Z nowych aut grupy VAG dużo lepiej prezentował się nowy SUV Seata- Ateca. W prawdzie trzeba się mocno starać, żeby nie widzieć w nim Volkswagena, a jego nazwa przypomina lek na przeczyszczenie, lecz gwarantuje, że efektu takiego nie wywoływał. Ciekawy był również Concept Car (jeden z niewielu prezentowanych w Poznaniu) Audi. Pokazali, że są w stanie zaprojektować SUVa, który wygląda lekko. Tym bardziej dziwi fakt, że wypuścili Q7 w obecnym kształcie.


 photo DSC_1087_zpshcch3mjm.jpg

 photo DSC_1032_zps91qran0u.jpg

Jako jedyne z zamkniętych, podobało mi się stoisko Maserati. Wiecie dlaczego? Było czyste, minimalistyczne, były na nim tylko 2 auta i w niczym to nie przeszkadzało. Wyróżnić należy premierowego SUVa, który prezentuje się bardzo dobrze, czyli tak, jak na „widelca” przystało.

 photo DSC_1036_zpskdcghuul.jpg

Wielka szkoda, że stoisko Alfy Romeo rozczarowało aż tak bardzo. Szczerze mówiąc, to nie wiem czy mniejszą kompromitacją dla marki nie byłoby w ogóle nie pojawienie się na targach, niż prezentowanie modeli tak bardzo przestarzałych i opatrzonych. To przykre, szczególnie dla fanów marki, że Alfa nie zdecydowała się przedstawić Giulii.

            Organizator Targów Motor Show w Poznaniu ma nad czym pracować. Zachowania wielu ludzi były wynikiem słabego zorganizowania przestrzeni wystawowej. Pozamykane samochody na targach motoryzacyjnych są wielkim nieporozumieniem, podobnie jak prawie pusty parking dla VIPów w sytuacji, kiedy ludzie stawali na głowie, żeby znaleźć miejsce, a który pozostał pusty do końca. Przygotowanie stoisk i samochodów było nieco rozczarowujące. Boli fakt, że można było zrobić to lepiej naprawdę niewielkim kosztem, były bowiem hale, które stały puste.  Szkoda, że organizator potraktował Polskich Maniaków Motoryzacyjnych w sposób lekceważący, bo chyba tak należy to odbierać. No ale wiecie, to tylko moje, jakby nie patrzeć, subiektywne zdanie.